sobota, 1 września 2012

Epilog

Coś się kończy, coś się zaczyna.

    To jest tak jak z kubkiem herbaty. Na początku jest pełen i nie widać dna, ale im dłużej się pije, tym wyraźniej je widać. Potem sięga się po niego już raczej odruchowo i stwierdza, że herbata się skończyła.
 I za każdym razem jest to zaskakujące odkrycie. Trzeba wtedy odłożyć książkę, wstać od komputera, zastopować film i ruszyć dupę po kolejną porcję. 

      Nie pamiętam już w jakich okolicznościach blog powstał, pamiętam za to w jakim celu. Po głowie chodziło mi mnóstwo pomysłów, na opowiadania, krótkie przemyślenia wplatane w notki. Chciałem się tym wszystkim jakoś podzielić. Niebagatelny wpływ na powstanie i kształt miało oczywiście marzenie o pisarstwie. Jestem zadowolony z mojego bloga. Mało było komentarzy, ale czasem ktoś znajomy wspominał o poruszanym przeze mnie temacie, co było raczej budujące. Czasem poświęcałem sporo czasu, zanim notka tu trafiała, ale zawsze było to niezwykle satysfakcjonujące. Zwłaszcza przy okazji opowiadań, albo relacji.

     Nie lubię zakończeń i pożegnań, bo nie wiadomo co jeszcze powiedzieć, skoro i tak się zaraz odchodzi.

Także tego....







piątek, 31 sierpnia 2012

Chyląc się ku upadkowi

     Międzynarodowy dzień blogerów, wypadałoby coś napisać. Może tym razem o pomysłach.
   Cierpię (czy należy to nazywać cierpieniem?) na syndrom 100 pomysłów na minutę. Większość z nich staram się wprowadzać w życie. Niektóre wychodzą, inne udają się w 3/4 a jeszcze inne zaczynam, rozgrzebuję i zostawiam. Mam też tak, że często najpierw działam, potem zastanawiam się nad konsekwencjami. Przez to zazwyczaj otacza mnie chaos. Lubię ten mój chaos. Z tego też powodu mam masę hobby i zainteresowań. Niektóre moje hobby są raczej pobieżne (strzelectwo, jazda na rowerze), inne nieco bardziej zadbane (pisanie), ale mam też bastion zainteresowań, które pogłębiam i jeśli je utrzymam to pewnie za jakiś czas będę mógł powiedzieć, że jestem znawcą w jakimś temacie (przykładowo bronioznawstwo). Ze względu na ten mój chaos, nie udaje mi się napisać zaplanowanego cyklu do końca. Tak to miało miejsce w "Ludojadzie z Warri", planie na 30 dni, 30 postów, "Szkole latania" i kilku innych, które nawet nie ujrzały świata poza korektą u Pilota. Mam jednak ambitne plany

      Przede wszystkim w planie mam wystartować z nowym blogiem gdzieś w październiku/ listopadzie, odnośnik na pewno się tu znajdzie. Będzie podobnie do tego, może bardziej poukładane i bardziej zdyscyplinowane, chociaż jak widać po projekcie 30 dni, 30 postów, z dyscyplina u mnie słabo. Tłumacze sobie, że wakacje i cały czas mnie w domu nie ma, a na zapas nie napiszę nie wiadomo ile. Następnym razem wymyślę sobie znośniejszą i ... osiągalną częstotliwość publikowania.
     Co więcej, wszystkie opowiadania, które kiedykolwiek tu zamieściłem będą poprawione, przerobione, zremasterowane, wydłużone, albo dociągnięte do końca. Zacznę też bawić się w publicystykę i jedna notka miesięcznie, czy tam raz na dwa tygodnie (zależy jakie sobie tempo ustalę) będzie felietonem, albo czymś pokrewnym.
       Nie wiem co dalej będzie z moimi herbatami, bo stos pustych pudełek chyli się ku upadkowi i domaga ponownego napełnienia, na które raczej szkoda mi teraz kasy, mam masę innych wydatków, związanych przede wszystkim z przeniesieniem do Lublina.




Także zapraszam do jutrzejszego, ostatniego tutaj spotkania. Punktualnie o 17.
Pora na łyk Earl Grey i wyjście z domu.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Fotoblog Wakacyjny!

     Dzisiaj nie piszę, dzisiaj pokażę, co mi zajmuje czas tak bardzo, że nie mogę dodawać notek codziennie.

Jazda na rowerze, szalone spływy dętką od traktora


Planszówki i RPG


Konwenty! (Konkurs konstruktorski) 


Survival 


Wędkowanie 



Turystyka piesza


Więcej Survivalu


Siata

Czytanie...
i czytanie!


Nigdy nie robiłem fotobloga... Może pora zacząć?

czwartek, 23 sierpnia 2012

Wymówka

      Brak czasu ostatecznie zniweczył moje plany dotyczące ilości i jakości notek. Jedynym słabym wytłumaczeniem niech będzie fakt, że przygotowywałem się do egzaminu na prawo jazdy (i co żałośniejsze pierwsze podejście zjebałem w mieście).
      Co więcej szlajałem się po okolicach bliższych i dalszych. Oglądałem, zwiedzałem, zdobywałem. Ot zwyczajne wakacyjne zajęcia Włóczykija.
       Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że zbliża się jesień, ptaki wylecą, liście opadną, a ja pojadę do Lublina.

      No dobra, postaram się ostatni tydzień sierpnia wykorzystać i napisać jak najwięcej.
Powodzenia dla mnie, przyda mi się

wtorek, 14 sierpnia 2012

21. Powroty

       Wróciłem z Kreskonu 7. Bardzo udany wyjazd, po raz pierwszy chyba zwrócił mi się konwent.  Wygrałem 2 książki, jedną w konkursie militarnym, a drugą w konstruktorskim. Bardzo lubię wschodnie, zaściankowe konwenty. Na nich sobie odpoczywam, spotykam znajomych, sączę piwa.
 Plan na 30 notek nadal aktualny, ale nie wyjdzie dokładnie tak jak sobie to założyłem, jutro spróbuję wrócić do względnej regularności i długości notek. 

piątek, 10 sierpnia 2012

22. Wyjazd

W związku z moim wyjazdem na konwent, notki jutro i pojutrze nie będzie.
Zaległości wrzucę w poniedziałek.

czwartek, 9 sierpnia 2012

23. Errata, czyli analogowy audiobook.

       Czasami na strychach można odszukać prawdziwe skarby, mi właśnie wpadł jeden taki skarb w ręce. Audiobook, nagrany na zestawie 11 kaset. "Rok 1984" G. Orwella, książka, którą chciałem koniecznie mieć  i przeczytać. A tu taka niespodzianka, audiobook czytany przez świetnego lektora (niestety nie wiem kto to).  Kasety są nieopisane i najwyraźniej zostały przegrane przez mojego wujka, którego pudła leżą na strychu pomiędzy różnymi rupieciami i starymi podręcznikami.
       Taśmy są w paskudnym stanie i nieraz przycina, albo zjada jakieś słowo. Równocześnie ze słuchaniem nagrywam to na płyty CD, coby się nie zapomniało i nie zmarnowało.


 Errata do TOP5 moich ukochanych książek: Miejsce 4: "Rok 1984" G. Orwell
To jedna z najstraszniejszych i najbardziej wciągających książek, z jakimi kiedykolwiek miałem styczność. Strach płynący z tego, co słucham nie wynika z jakichś okropności opisywanych w książce, bo na nie mroczna fantastyka mnie jakoś uodporniła. Ten strach, a raczej przygnębienie wynika z samego świata, w którym przyszło żyć bohaterom. Jego niezmienności, bezsilności jednostki i generalnej beznadziei. Hasła Partii, które równie dobrze mogłyby się znaleźć jako opisy zupełnie współczesnych zdjęć. Nieraz z niezwykłą fascynacją i frustracją szukałem kasety, na której była kolejna część książki, kolejny rozdział, bo nie mogłem odgadnąć jakim absurdem teraz poczęstuje mnie Partia. Powróciły lata dzieciństwa, kiedy siedziało się przed radiem i ołówkiem przekręcało kasetę na początek. Tak teraz siedzę przed wieżą z ołówkiem i markerem. Opisuję kasety, przewijam je i słucham z napięciem. Mimo, że mam styczność z książką po raz pierwszy, już trafia na moja listę, bo zwaliła mnie z nóg, zmusiła do zastanowienia. Jest po prostu wyjątkowa i niezwykła.


 

środa, 8 sierpnia 2012

24. Podróże małe i duże.

      Skoro już tak wszystko podsumowuję i robię sobie wspominki z lat blogowania, bez mojego komentarza nie mogą się oczywiście  obyć moje wycieczki. Niektóre dystansowo nie wyglądają szczególnie spektakularnie, właściwie w większości nie wykraczając poza 20-30 kilometrów. Jednak niemal wszystkie były maksymalnie trudne. Jeśli tam, gdzie akurat szedłem i była pionowa ściana lasu- wchodziliśmy pod nią. Jeśli był bród na rzece- to z niego korzystaliśmy. Jeśli nad jarem było zwalone drzewo- tak, po nim przechodziliśmy.  Okolicę mamy niezaprzeczalnie malowniczą i zróżnicowaną. Lasy, wzgórza, wyższe górki, mnóstwo przecinających je rzeczek, kanałów i pól. Postaram się opisać z grubsza trzy przygody, które najbardziej wryły mi się w pamieć. Wypowiadam się często w liczbie mnogiej, opisując moje wojaże, a mało miejsca poświęciłem w nich mojemu kompanowi tychże wycieczek.
        Kubę znam chyba od zawsze, przyjaźniliśmy się już w pierwszych latach podstawówki. To jedyny mój znajomy, z którym utrzymuję stały kontakt, jeszcze od XX wieku. Jest zapalonym rowerzystą, słucha Linkin Parka i mieszka w bloku niedaleko mnie. Bardzo szybko nauczył się, że wszelakie wyjścia ze mną na tak zwane "pola", często kończą się wspinaczką, spektakularnymi upadkami albo zjazdami w dół stromego zbocza i generalnie mówiąc ( i nieco demonizując) walką o życie. Dobrze nam się wspólnie podróżuje, bo mamy porównywalną kondycję, zapał, wytrzymałość i zawziętość. Ponadto w naszym małym zespoliku przez te parę lat wspólnych wycieczek wyrobił nam się wyraźny podział na role i zadania, które mamy w trakcie wycieczki wypełniać. Na przykład Kuby nie obchodzi utrzymanie kierunku i tempa marszu, bo to moja rola. Ja natomiast nie zastanawiam się dla przykładu tym, czy po zejściu z jakiegoś małego urwiska nie poplątały się linki, bo wiem, że Kuba ma nad tym panować.

          Na pewno bardzo głęboko w pamięci wryła mi się zimowa wyprawa z tego roku.  Przede wszystkim ze względu na to jak bardzo była trudna. 30 stopni mrozu, strome podejścia i bardzo mocny wiatr. Przy okazji nie zapomnę cudów, które powstały za sprawą mrozu na bagnach. Były to całe krzaczki wykonane z szadzi, ciemne kółka w lodzie i cała masa innych dziwów. Przy okazji tej wycieczki dokonaliśmy jednego z najbardziej brawurowych wyczynów w naszej historii. Przejście po złamanym drzewie. O tym, że było złamane dowiedzieliśmy się tak gdzieś około połowy.  Poza tym, że było powalone i wyglądało zdradliwie to trzęsło się i trzeszczało przy każdym ruchu. Nie zawaliło się w kilkumetrową przepaść pod nami tylko dzięki temu, że nie szliśmy równocześnie, tylko jeden po drugim. To był taki zimowy skok adrenaliny.

          Koniecznie wspomnieć muszę o moich ostatnich wojażach, głownie ze względu na istny armageddon, jaki przeżyliśmy na szczycie. Poza tym to była chyba najdalsza wyprawa, pokonana w bardzo dobrym tempie. dłuższą relację z tej wycieczki można przeczytać tutaj.

       A trzecia z najbardziej pamiętnych wycieczek, to dobry materiał na osobną notkę.

Pozdrawiam

         

     

 

wtorek, 7 sierpnia 2012

25. Top 5 moich ukochanych książek.

     Jako, że wczoraj wypowiedziałem się na temat książek, postanowiłem nieco podążyć temat.  Bowiem przez 3 lata przeczytałem bardzo dużo, często pisałem co akurat czytam przy herbacie, i co piję przy czytaniu. Pora więc powiedzieć co nieco o moich ulubionych książkach.

Miejsce 5. " Dżuma" A. Camusa
      Przedstawienie zamkniętego, niszczonego, zdeprawowanego miasta, nad którym rzeczywistej kontroli nie ma nikt. Portrety ludzi, którzy w różny sposób podchodzą do takiego stanu rzeczy. Głębokie studium nad ludzkimi odruchami i działaniami konformistów, bohaterów, idealistów i wielu innych. Nie ma w tej książce elementu, który mógłby mi się nie podobać. Jako, że była to lektura, to marzyłem, żeby pojawiła się na maturze. Miałem świetny audiobook, który czytał mi Zbigniew Zapasiewicz.

Miejsce 4. "Ani słowa prawdy" J. Piekara
     Z żadnej strony nie jest to arcydzieło i między pozostałymi książkami z mojego zestawienia, jeśli chodzi o ambicje, nie ma czego szukać.  Jednak mam straszny sentyment do Arivalda i jego dziwacznych przygód.  Jeśli chodzi o mój ulubiony gatunek literacki- fantastykę, to "Ani słowa prawdy" jest takim zbiorem wszystkiego co w niej lubię. Mieszanie konwencji, wykrzywianie świata, przymrużenie oka na świat rzeczywisty, ale przy tym zachowana jest typowa budowa charakterystyczna dla epickich przygód bohaterów fantasy. Spora dawka humoru, fajny język. Marzyłem, żeby powstała kontynuacja i więcej opowiadań, jednak muszę zadowolić się tym co jest. Z całego mojego zestawienia, to jest jedyna książka, której nie mam.

Miejsce 3. "Wojna światów" H.G. Wells
     Wells to mój absolutny mistrz jeśli chodzi o science-fiction. Nie wiem, czy to dlatego, że w XIX wiecznym SF potrafi zaskoczyć swoim pomysłem, czy dlatego, że był prekursorem gatunku. Byłem pewien, że umieszczę jakiś jego utwór w pierwszej trójce i miałem spory dylemat między "Wehikułem czasu", "Wyspą doktora Moreau" i właśnie "Wojną światów". Wybór padł na apokaliptyczną wizję ataku z kosmosu, ze względu na to, że nie tylko świetnie się bawiłem przy czytaniu opisów heroicznej walki z najeźdźcą, ale także dlatego, że lubię czytać o ludzkich odruchach w sytuacjach kryzysowych, sytuacjach zagrożenia życia.  Studium nad ludzką naturą nie tak głębokie jak w "Dżumie", ale i zagrożenie inne. Poza tym uwielbiam XIX-wieczny język i składnię. Dosłownie chłonąłem klimat tej książki. Poza tym to pierwszy utwór Wellsa, jaki przeczytałem.Uwielbiam Wellsowych bohaterów, często bezimiennych i praktycznie nieopisanych. Poza tym, podoba mi się nagminnie stosowana przez niego narracja pierwszoosobowa. Mam dwa wydania "Wojny światów", obydwa są paskudne,więc szukam dwóch nowych. Jednego ładnego i jednego w oryginale.

Miejsce 2. "Lalka" B. Prus
     Właściwie to nie wiem jak uargumentować mój wybór. Książka podobała mi się przede wszystkim dlatego, że lubię pozytywizm. Ideologia pozytywistyczna byłaby mi bliska i moim zdaniem jest szczytowym osiągnięciem myśli filozoficznej polskich literatów. Zwłaszcza w porównaniu z romantyzmem. Poza tym polubiłem tego idiotę Wokulskiego. Gdyby nie ta przeklęta romantyczna cząstka w jego duszy, to byłby chyba moim ulubionym bohaterem literackim. Z drugiej jednak strony to właśnie ta durna romantyczna cząstka motywowała większość jego działań. Poza tym syndrom Izabeli, który każdy facet miał, ma, lub mieć będzie.  Świetnie sportretowane czasy. Moje ulubione czasy, wiek pary w Warszawie. Przy okazji to jedna z nielicznych XIX-wiecznych polskich pozycji, w której nie ma tego całego narodowościowego pierdolenia, jak to Polakom było źle i niedobrze. Zaborcy w Lalce prawie nie ma.  Tak jak u Wellsa XIX-wieczny język. Poza tym lubię otwarte zakończenia. Polubiłem też strasznie Rzeckiego, pana starego subiekta. Nie potrafię sformułować żadnego logicznego argumentu, który jednoznacznie przesądziłby o tym, że "Lalka" jest wspaniała. Po prostu jest. I tyle. Pierwszy raz czytał mi ją Jerzy Kamas..... Oddałbym wiele, żeby mieć taki głos jak on i potrafić tak nim dysponować. Nie robiłbym nic innego, tylko czytał książki na głos. Mam też stare, książkowe wydanie, które mi się nie podoba i chyba zainwestuję w nowsze i ładniejsze.

Miejsce 1. "Mistrz i Małgorzata" M. Bułhakow
      Wielkiego zaskoczenia pewnie nie ma. "Mistrz i Małgorzata", arcydzieło literatury, najlepsza powieść wszech czasów. Jest wszystko, wykrzywiona rzeczywistość, studium nad ludzką naturą, myśl filozoficzna, humor, magia, symbolika, odniesienia do religii, historii, literatury,polityki, psychologii. Prawdziwe dzieło życia.  Przedstawienie Rosji radzieckiej z punktu widzenia intelektualisty. Wyborne przedstawienie Szatana bardziej ludzkiego od ludzi, który znalazł się w kraju reżimu bardziej nieludzkiego niż diabeł.Poza tym jego świta, czyli ulubieniec wszystkich Behemot, moim zdaniem przezabawny Korowiow, i groteskowo przerażający Azazello. Pierwszy raz czytałem egzemplarz wypożyczony z biblioteki, pełen odręcznych drobnych notatek, które okazały się wyjątkowo przydatne i wyjaśniały rzeczy, któyrch wtedy jeszcze nie do końca ogarniałem (pierwszy raz sięgnąłem po "MiM" mając 15 lat) . Bardzo fajnie mi się czytało za drugim razem, kiedy sprawiłem sobie egzemplarz, w którym na czerwono zaznaczone są ingerencje rosyjskiej cenzury. Czasem dziwiłem się dlaczego coś wykreślali, czasem nie mogłem się nadziwić jak bardzo długie fragmenty po prostu im nie pasowały. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo dużą krzywdą dla literatury i kultury ogólnie jest cenzura. Strasznie polecam też rosyjski 10-odcinkowy serial ze świetną muzyką i klimatem.